Garni i Geghardt to świątynie znajdujące się w odległości szesnastu kilometrów od siebie. Są zupełnie różne, ale obie warte zobaczenia.
Włócznia przeznaczenia
Brzmi to jak podtytuł kolejnej części Harrego Pottera. Chodzi jednak o włócznię, którą rzymski legionista przebił ciało Jezusa Chrystusa i która była ponoć przetrzymywana w klasztorze Geghardt (pełna jego nazwa to Geghardavank, czyli Klasztor Włóczni).
Położony wśród majestatycznych skał, trzynastowieczny klasztor wpisany jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Wyryte w kolumnach napisy wewnątrz świątyni oświetla światło wpadające przez otwór w szczycie kopuły. Na zewnątrz, wykute w skałach haczkary idealnie współgrają z pionowymi ścianami w tle. Warto poczuć to miejsce.
We wnętrzu dało się trafić na występy zespołu śpiewającego tradycyjne pieśni niosące się echem po pustym pomieszczeniu. Po dwóch godzinach, w klasztorze Garni spotkaliśmy tę samą grupę, z tym samym kilkunastominutowym występem. Tu i tu, po występie artyści sprzedawali niemieckim wycieczkom za 10 euro swoje płyty. Sam śpiew jednak piękny – próbka nienajlepszej jakości poniżej:
Z początku mieliśmy trochę za złe jarmarczno – objazdowy charakter zespołu, z drugiej – dlaczego nie zarobić, kiedy jest okazja? I kto nie chce dostawać wynagrodzenia za swą pracę?
Poniżej trochę zdjęć z Geghardti okolic.


Poniżej zdjęcia zrobione po drodze do klasztoru i w okolicach Gogh, gdzie dojechać można publicznym transportem z Erywania.