Rowerem przez Alpy – wrażenia z wycieczki [cz. 1]

Z sakwami przez Alpy

Aby zwiedzać Europę zachodnią niskobudżetowo, z rowerem i namiotem trzeba trochę się nagimnastykować. Doskonale przygotowane i oznaczone trasy kontrastują z wyrastającymi nagle zakazami jazdy rowerem, a alpejskie łączki idealne do postawienia namiotu z wszechobecnymi zakazami biwakowania. Do tego teren albo potwornie stromy, albo zagospodarowany tak szczelnie, że namiotu nie sposób nigdzie wcisnąć. Wokół piękne widoki i wyznaczona trasa do pokonania. To codzienność w rowerowej drodze.

W tym roku postanowiliśmy spróbować przejechać na rowerach przez Alpy – od okolic Garmisch Partenkirchen w południowych Niemczech przez Austrię do Bergamo we Włoszech. W tym i kolejnym wpisie przedstawimy pokonaną trasę dzień po dniu, a na koniec będzie trochę informacji praktycznych.

Uwaga: Ten i kolejny wpis mają wyjątkowo charakter wycieczkowo-blogowy – przejechaliśmy, zobaczyliśmy, wróciliśmy. Może się jednak komuś przyda.

Trasa części pierwszej: Mittenwald – Insbruck – Brenner/Brennero – Bressanone – Bolzano – Trento

Dzień 1 (10.09.2018)

Do Mittenwald dojeżdżamy z Polski na bilecie weekendowym. Nie jest to najszybsze ani najwygodniejsze rozwiązanie – obowiązuje tylko dla połączeń regionalnych, więc dojazd zajął cały dzień i wymagał kilku przesiadek. Jest jednak najtańsze, w szczególności jak jedziemy w grupie do pięciu osób. Przed północą jesteśmy na miejscu.

Nocleg: Dość blisko pasterskich chatek i bocznej drogi prowadzącej do jakiegoś wodospadu (kolejnego dnia – w poniedziałek na szczęście nieczynnego, więc rano w okolicy kręcili się tylko biegacze i ludzie z pasami), w ciemnościach nic lepszego nie udało się znaleźć.

Dzień 2 (11.09.2018)

Trasa wiedzie mało uczęszczaną, krętą drogą. Tuż za Mittenwald przekracza granicę z Austrią i dalej przez piękne jak z pocztówki Tyrolskie wioski rozsiane po halach wśród skalistych szczytów. Dojazd do Insbrucka jest kłopotliwy – duży ruch, strome serpentyny w dół i zakaz jazdy rowerów. Co jakiś czas na prawo od drogi odchodzą ostre podjazdy na wypadek, gdy ciężarówkom zagotują się hamulce.

Insbruck – przepięknie położony pod szczytami, wymuskany i aż za bardzo porządny. Nawet napotkany po drodze Niemiec zrezygnował ze zjedzenia tam obiadu bo uznał, że trochę nie pasuje do tego wystawnego klimatu.

Nocleg: Z Andreasem (owym napotkanym Niemcem) znaleźliśmy wspaniałą łączkę pod namiot. Wystarczająco zasłoniętą od miasteczka i drogi, a z drugiej strony z pięknym widokiem na dolinę.

Droga wiedzie przez malownicze tyrolskie wioski
Tuż przed Insbruckiem
Widok sprzed namiotu

Dzień 3 (12.09.2018)

Jedziemy dalej z Andreasem – szlak rowerowy poprowadzony jest po lokalnych drogach z niewielkim ruchem. Kilka kilometrów przed graniczną przełęczą Brennero droga dochodzi do trasy krajowej i wspinaczka na przełęcz odbywa się przy sporym ruchu samochodów.

Za przełęczą, już we Włoszech, zaczyna się ścieżka rowerowa poprowadzona często równolegle do dróg, po drogach technicznych lub nieczynnych liniach kolejowych. Jedzie się bardzo przyjemnie.

Nocleg: Nocleg znaleźliśmy na świeżo skoszonej łące na stoku. Z rana podjechał ciągnik zabierając belę siana, nie wydawało się, żeby ktoś miał za złe, że tam nocowaliśmy.

Poranek – ruszamy dalej w trójkę

Dzień 4 (13.09.2018)

Rozstajemy się z Andreasem – my kierujemy się na południowy-zachód w stronę Gardy, on jedzie na wschód w stronę Dolomitów. Jedziemy cały czas po dobrze przygotowanych ścieżkach rowerowych lub drogach, na których nie ma prawie ruchu.

Przejeżdżamy przez Bolzano – dość duże miasto (gdzie siedzibę ma Salewa, produkująca sprzęt górski i turystyczny) – za plecami mając poszczerbione szczyty Dolomitów szukamy z trudem noclegu.

Nocleg: Zaczynają się problemy z miejscem do spania – szeroka rzeka z obwałowaniem, sady i autostrada – to wszystko wciśnięte pomiędzy strome zbocza. W końcu przypadkowo zagadnięta osoba zaprowadziła nas do sadu i pozwoliła postawić namiot pomiędzy szpalerami jabłonek.

Dolomity widziane z przedmieść Bolzano
Jedno z mijanych miasteczek

Powyższe zdjęcia – trasa biegnie po bocznych uliczkach, poprowadzona jest wzdłuż dróg, przy rzece i po nieczynnych liniach kolejowych, więc cały czas bardzo łagodnie wije się wzdłuż doliny, po drodze mijając tunele i galerie w podciętych zboczach.

Kotek miał widoczny deficyt czułości – ocierał się o wszystko co mu stanęło na drodze

Dzień 5 (14.09.2018)

Kolejnego dnia cały czas wzdłuż dość szerokiej doliny Adygi docieramy do Trydentu (Trento). Trasa biegnie cały czas wzdłuż rzeki, kanałów i obwałowań, przekracza malowniczo zwężenie doliny i kieruje do miasta. Za Trydentem ostry i długi podjazd w kierunku sąsiedniej doliny.

Nocleg: Pierwszy i ostatni na trasie płatny nocleg na campingu. Drogo (27 euro za dwie osoby i namiot), pełno przyczep campingowych i camperów w rzędach obok siebie, a między tym wszystkim nasz mały namiocik i rowery. Zostaliśmy, bo dotarliśmy na miejsce długo po zmroku po męczącym podjeździe, przeważyła też chęć wykąpania się. Nie pasowaliśmy do tej okolicy i starszych pań odkurzających cały ranek swoje przyczepy.

Widok na Trydent

Trasa biegnie wzdłuż rzeki Adygi, szeroką doliną, która stopniowo zwęża się w kierunku Trydentu

Trasa w kierunku Trydentu biegnie wzdłuż sadów i winnic

Dzień 6 (15.09.2018)

Droga trochę się wspina i dalej już biegnie w dół, wzdłuż doliny w stronę jeziora Garda. Dzień odpoczynku – bardzo wcześnie zatrzymujemy się na nocleg.

Nocleg: Nocleg znajdujemy przy winnicy, kawałek od głównej drogi, wśród oliwnych drzewek. Rano podjeżdża samochód obsługi, słychać też głośny wystrzał (w okolicy były ambony, zapewne polowanie). Odjeżdżamy nie niepokojeni przez nikogo.

Poranek po noclegu na campingu na szczęście obfitował w piękne widoki. Droga za miejscowością Monte Terlago prowadząca do głównej atrakcji okolicy – niewielkich jeziorek. Wszędzie wokół (jak w wielu podobnych miejscach) zakazy biwakowania.
Po drodze

CDN…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *