Mięso jest dla ludzi, trawa dla zwierząt
Koczowniczy tryb życia Mongołów ukształtował ich dietę, która tradycyjnie składa się głównie z mięsa (baranina, wołowina, mięso kozie), mleka i produktów mlecznych (o mongolskich zwierzętach pisaliśmy więcej tutaj). Obecnie duże znaczenie ma również żywność importowana z Rosji, Chin, innych krajów Azji Środkowej oraz z … Polski.
Tradycyjne mongolskie posiłki to przede wszystkim: gotowana baranina z ręcznie robionym makaronem, pierogi z mięsem (baranim rzecz jasna) oraz herbata z mlekiem owczym/ krowim/ wielbłądzim lub końskim. Latem przeważają produkty mleczne. Zimą zaś suszone mięso. Dieta uboga jest w warzywa i owoce, obfitują za to tłuste potrawy, cholesterolu nie brakuje w żadnej porze roku. Ponoć Mogołowie mawiają: „Mięso jest dla ludzi, a trawa dla zwierząt”.
Wszędzie baran
Wieprzowina i drób to rzadkość. Pomimo szczerych chęci, nie trafiliśmy na mięso inne niż baranina. W niektórych regionach spożywane jest mięso wielbłąda. Udało nam się go skosztować w Mongolii Wewnętrznej, będącej częścią Chin. Twarde, żujące się, ale pewnie dużo zależy od sposobu przyrządzenia. Mongołowie na ogół nie jedzą końskiego mięsa. Koninę jeśli już, to jada się podczas ceremonii religijnych i festiwali.
Co ciekawe, jaja też stanowią rzadkość – niektóre źródła mówią, że jajecznica jest sprzedawana ale jako karma dla zwierząt domowych. My jaj nie uraczyliśmy…
Na co dzień jada się baraninę. Zjadane są wszystkie części – w tym podroby, gałki oczne, ogon. Głowa owcy to przysmak. Zwykle mięso jest grubo krojone do każdej potrawy, razem z chrząstkami i kawałami tłuszczu. Często jedyną przyprawą jest sól i już podczas gotowania uwalnia się charakterystyczna woń barana.
Słoiki z Polski, owoce z Chin
Mongołowie tradycyjnie nie jedli chleba, warzyw ani owoców. Obecnie to się zmienia. Chleb i wypieki pszenne zostały przejęte od Rosjan. Owoce i warzywa są importowane i niestety niezbyt popularne. W wioskowych sklepikach kupić można cebulę i warzywa konserwowe (głównie z Rosji i z Polski – Urbanek dostępny był nawet w najmniejszych wioskach), koreańskie kimchi, raz na jakiś czas podwiędłą paprykę, jabłka i suszone owoce. Jeżeli pojawiają się gdzieś świeże warzywa i owoce, to importowane są głównie z Chin.
Większość dostępnych w sklepach produktów jest importowanych. Oprócz dużego wyboru mongolskich wódek, kilku rodzajów piwa oraz puszkowanego ryżu z baraniną, natrafialiśmy jedynie na pojedyncze rzeczy made in Mongolia. Produkty z zagranicy nie posiadają często nawet żadnego napisu po mongolsku. Wyglądają jakby były przywiezione bezpośrednio z kraju pochodzenia i nikt nie zaprzątał sobie głowy tym niewielkim, ubogim rynkiem, w którym mieszka mniej osób niż w dwóch Warszawach.
Czy wegetarianizm możliwy jest w Mongolii?
W 2012 r. Mongolska gazeta UB Post oszacowała, że w kraju żyje około 30 000 wegetarian, w tym 2500 wegan. Wydawało by się, że to bardzo mało, ponieważ w samej Polsce na diecie wegetariańskiej lub wegańskiej jest już ponad 1 milion osób. W Polsce odsetek niejedzących mięsa stanowi 2,5% populacji, a w Mongolii 1%, co (o ile te dane są rzeczywiste), wcale nie jest takim złym wynikiem w kraju pasterzy, w którym niemal nic się nie uprawia.
Profesor Oyuntsetseg z Mongolskiego Uniwersytetu Nauki i Technologii w wywiadzie dla UB Post, propagował dietę wegetariańską w kontekście profilaktyki udarów oraz chorób nowotworowych żołądka i wątroby, które to choroby są głównymi przyczynami śmierci wśród Mongołów. Moim zdaniem argument niewystarczający, by skłonić do modyfikacji diety choćby pod kątem dodania większej ilości (czy w ogóle) warzyw do posiłków.
Zakupy i jedzenie „na mieście”
W Mongolii oprócz Ułan-Bator (tutaj trochę o jego wątpliwej urodzie) nie ma miast takich, jakie znamy z Europy. Czy da się zjeść na mieście albo zrobić zakupy gdzieś poza stolicą?
W UB dość łatwo i tanio udało nam się kupić tofu i strączki w puszkach. Znaleźliśmy też restaurację wegetariańską (posiłek dla 2 osób to koszt ok 20 000 MNT*). Nie było to łatwe, bo kilka prób znalezienia restauracji wegetariańskich polecanych przez wujka Googla kończyło się fiaskiem – lokale często już nie istniały. Ale pojawiają się nowe. W stolicy można dość łatwo znaleźć dania europejskie i koreańskie (cena za posiłek dla 2 osób to 15 000-18 000 MNT* ). Niestety nawet w koreańskiej jadłodajni (są dość popularne w Ułan-Bator) dostaliśmy baraninę i to gotowaną (to nasza zmora).
W miastach o randze niższej niż stolica, czyli w centrach regionów (ajmaków) nie znaleźliśmy typowej restauracji (co dla nas było na plus). W jadłodajniach/stołówkach dominują dania z dodatkiem kapusty i baraniny, zupa z baraniną i pierogi ze szpinakiem! Żartuję, pierogi też z baraniną.
Podczas prawie 6 tygodni w Mongolii raz udało się dostać wytęskniony ser żółty (importowany z Europy). Tofu poza stolicą już było rzadkością ale warzywa w puszce nie stanowiły problemu (głównie groszek). Łatwo było też dostać rosyjskie konserwy z rybami.
Poniżej zdjęcia zakupów robionych w miastach (czyli tam, gdzie wybór jest większy) oraz miejski fast-food.
Gotowanie w jurcie
Pewnego popołudnia zostaliśmy zaproszeni w gościnę do jurty mistrza Naadamu. Naadam to coroczny narodowy festiwal połączony z rywalizacją w trzech dyscyplinach: strzelaniu z łuku, zapasach i wyścigach konnych. Nasz gospodarz zdobył mistrzostwo regionu Arkhangaj w te ostatniej dyscyplinie.
Żona mistrza na powitanie podała nam po misce świeżo zrobionej śmietanki. Na co dzień wraz z pomocnikiem, we trójkę oporządzają cały zwierzyniec wokół: krowy, owce, konie i psiaka wiernie pilnującego obejścia. Wokół jurty stały sklecone z drewna szopy, gdzie na noc spędzano owce i kozy oraz zagrody dla krów. Za dnia zwierzęta chodziły wolno, kontrolowane cały czas przez pasterza z lornetką poruszającego się po stepie na motorze.
Po przywitaniu w ruch poszły kieliszki z odpowiednim trunkiem, co ułatwiło z pewnością rozmowę, głównie niewerbalną, choć gospodarz znał pojedyncze słowa rosyjskie. Gościna przeciągała się, wieczorem do jurty przyjechali na motorach pasterze z okolic (ciężko oszacować odległość, bo step rozległy, a pojedyncze jurty są dość daleko rozmieszczone od siebie).
Wraz z żoną gospodarza zaczęłyśmy przygotowywać tradycyjny posiłek. Gospodyni posiekała na wyłożonej na łóżku stolnicy nogę barana, ugniotła i skroiła ciasto na kluski, ja posiekałam cebulę. To wszystko wrzuciła do rondla na środku rozgrzanego piecyka (palonego wysuszonymi plackami odchodów krowich – brzmi jak brzmi ale ekologicznie, tanio i bezzapachowo). Szczypta soli i chyba pieprzu. Zupka barania z nudlami gotowa! Był to naprawdę smaczny posiłek – w dobrym towarzystwie gotowana baranina nawet da się lubić.
To był bardzo udany wieczór. Trochę gorzej z poranną jazdą…
Dodatkowo małe spostrzeżenie: jeśli nie chcesz dokładki, to pozostaw trochę dania na dnie naczynia – inaczej, gospodarz zrozumie, żeś jeszcze głodny. To samo tyczy się herbaty – nalewana będzie do piałek dopóty, dopóki nie zostawisz reszty na dnie.
Monotonia smaków każdego dnia
Przede wszystkim gotowaliśmy sobie sami przy użyciu kuchenki na benzynę. W mały prowiant zaopatrywaliśmy się co 2-3 dni jazdy. We wioskach można było uzupełnić zapas paliwa i kupić na przykład:
- pieczywo pszenne/tostowe; pakowane bułki z grubo smarowaną margaryną (nie z lodówki),
- słodycze z Rosji i czasem z Polski (czekolady Wedla, draże kokosowe Korsaż),
- orzeszki ziemne solone z Chin,
- sporadycznie: puszka groszku zielonego lub warzywa konserwowe ze słoika (papryka + ogórek konserwowy + kapusta czasem gotowe leczo warzywne),
- woda w butelce (najczęściej braliśmy z rzek i oczyszczaliśmy filtrem lub tabletkami z chlorem, rzeki czasem były jednak wyschnięte, a w wioskach nie ma bieżącej wody i ciężko uzupełnić puste butelki),
- puszka rybna (kiłka w pomidorach, kiłka w oleju), danie z ryżem i baraniną w puszce,
- cola,
- wódka i piwo, szczególnie duży wybór wódek.
Większe zapasy produktów dostępnych tylko w stolicach ajmaków w odległości 7-10 dni jazdy rowerem to:
- płatki owsiane,
- bakalie (importowane z Niemiec, Rosji),
- czekolada gorzka i inne słodycze,
- różne rodzaje słodyczy,
- nudle,
- konserwy rybne,
- warzywa świeże (papryka czerwona, cebula) i konserwowe, czasem ogórki, jabłka,
- sosy pomidorowe,
- zupki chińskie i koreańskie sosy,
- marmolada,
- majonez.
To zestawienie przedstawia typową sytuację. W niektórych wioskach ciężko było dostać nawet chleb, a w niektórych były świeże owoce, marmolada, bakalie. Zasadniczo na wioskach wybór jest naprawdę bardzo mały i jeżeli już jest dany typ towaru, to w jednej wersji – jeden typ konserw czy zupek chińskich. Tylko wódki do wyboru. Żabka przy tym to hipermarket. W miasteczkach (stolicach ajmaków) jest nieco lepiej.
Brakowało nam kawy… W Mongolii kawę sypaną udało się kupić tylko w Ułan Bator. Gdzieniegdzie kupowaliśmy kawę w saszetkach 3w1 ale umówmy się – to nie smakuje nawet w potrzebie…
Przykładowe zakupy z kwotami:
- 3l wody + chleb + ciastka: 4800 MNT*
- 3l wody + wafelki + orzeszki 200g + chleb: 9000 MNT*
- baton 100g+ 400g orzeszków ziemnych +3l wody + 2 konserwy rybne + 1 konserwa mięsna + słoik Urbanka, 800g marmolady, wafelki, nudle: 26500 MNT*
- sok 1l + chipsy z mąki ciecierzycy + 2szt ogórka + 500ml piwa: 15000 MNT*
Posiłki w praktyce
Racje żywieniowe w przeliczeniu dla 1 osoby
Śniadania:
- Wersja 1
Owsianka: płatki owsiane (ok 5 łyżek) + 1 łyżka bakalii + 2 kostki czekolady + łyżka marmolady/owoc czasem saszetka mleka w proszku/kawy 3w1
- Wersja 2
2-3 kromki chleba tostowego z margaryną w zestawie/ 1-2 łyżki majonezu/ pasty sojowej (produkt koreański) + 4 plastry tofu + ½ małej papryki/ostre papryczki lub 2-3 kromki chleba z samą marmoladą (4 łyżki) i z orzeszkami ziemnymi (50g)
Po drodze – lunch na stepie w silnym wietrze:
kanapka z konserwą (½) i cebulą (½) lub do 4szt małych wafelków/ 4 śliwki suszone + czasami cocacola 250ml; po kolejnych 3 godzinach jazdy – podjadanie głównie słodyczy lub bakalii
Rozstawienie namiotu i gotowanie obiadokolacji:
100g makaronu pszennego/ryżowego nudle + sos pomidorowy z tubki lub sojowy + 50 g ryby lub mięsa konserwowego/ lub najczęściej nic ale raz na 2-3 dni z warzywami ze słoika (Urbanek lub podobne z Polski, Rosji, czasami mongolskie); dojadanie orzeszkami ziemnymi 100g na osobę.
Czasem dojadaliśmy chipsami ze strączków (bardzo popularne i tanie- na ostro z mąki z soczewicy lub ciecierzycy – najczęściej importowane z Chin).
Dzień w dzień przez prawie 6 tyg tak się żywiliśmy, czasem udało się we wiosce znaleźć jadłodajnię ze smażonymi pierogami z baraniną. Zupki chińskie były zostawiane na kryzys.
Mimo, ze jedzenie nie stanowiło przyjemności w Mongolii, to jednak sama jazda dawała mnóstwo pozytywnych wrażeń i samych dobrych wspomnień. Najeść najedliśmy się później, ale o tym w kolejnych wpisach 🙂
*1 PLN = około 700 MNT
Z przyjemnością czyta się informacje. Podane w lekki i swobodny sposób. Bardzo trafne i ciekawe spostrzeżenia. Warte przeczytania.
Bardzo ciekawie opisane, dziękuję